sobota, 27 września 2014

Wyciszenie przed (burzą?)

Minął prawie miesiąc odkąd logowałam się na swoim(ha!) blogu.

Nie był to czas bez przemyśleń, bez konkretnych teksów na bloga.
Nie pisałam jednak, bo potrzebowałam się wyciszyć, pozbierać w sobie, na nowo odnaleźć w tym wszystkim. 
Po raz kolejny powtarzam, ciąża dla mnie akurat, nie jest "małym pryszczem", psychicznie dosyć mocno mnie zmiażdżyła, a ostatnio widziałam już nawet, że jest źle i wcale nie idzie ku dobremu, stąd ten czas, żeby na nowo poukładać sobie wszystko w głowie.
Pozbierać się.
Wziąć się w garść.
Naładować pozytywną energią.
Uwierzyć, że to co jest teraz, później wcale nie będzie miało znaczenia.

Pogubiłam się, miałam dosyć brzucha, najchętniej chciałabym odzyskać moje dawne (niezależne) życie.
W nocy budziłam się ok. 4 i nie mogłam zasnąć do 7 po czym spałam do 11 jak nieżywa.
Męczyły mnie koszmary senne. Nie było nocy żeby mi się coś makabrycznego nie śniło. Krew, trupy, cierpienie, jęki, zmarli, psychodela, miejsca bez wyjścia, etc... Budziłam się przerażona, ale i potwornie zmęczona.
Nie miałąm ochoty rozmawiać ze znajomymi, zazdrościłam im ich swobodnego życia.

Teraz czuję się lepiej. Nie wiem czy to hormony ciążowe trochę mi odpuściły i widzę wszystko w lepszych barwach czy to czas zrobił swoje. 
Jak sobie z tym poradziłam?

1. Przede wszystkim myślenie "ciąża i zły nastrój nie będą trwały wiecznie, to NAPRAWDĘ mija" stały się moim mottem przewodnim i staram się o tym pamiętać.

2. Nauczyłam lepiej radzić sobie z niedogodnościami fizycznymi ciąży. W nocy chęć przewrócenia się z boku na bok wymaga całej logistyki i jednak siły na tym etapie już. Do tego wstaję po 5-6 razy do toalety, sapię przy tym strasznie. Dlatego opracowałałam sobie schematy ruchowe, które wykonuję po kolei, by lżej było mi się przewracać czy podnosić z łóżka (najpierw zawsze na prawy bok, potem opuszczam nogi, następnie podpieram się rękami, ciągnę ciało w górę i zapieram rękami by podnieść tyłek, potem chwile stoję bez ruchu i czekam aż minie ból spojenia łonowego). Brzuch już swoje waży w końcu! 
W dzień gdy siedzę na łóżku lub fotelu podkładam sobie poduszeczkę pod jeden z boków, na który akuratnie się przechylam - jednak brzuch naciąga skórę, gdy nie ma podparcia.

3. Zmieniłam otoczenie. Obecnie mieszkamy u teściów (są wspaniali, do rany przyłóż, nie mogę narzekać), ale jednak dobrze zrobił mi 4 dniowy prawie wyjazd do domu rodzinnego. Zmieniliśmy na chwilę klimat, otoczenie, mogłam pobyć w innym domu. Już samo to, że przejeżdżaliśmy autem przez cały Wrocław było dla mnie przyjemne. Siedziałąm prawie jak dwulatka z otwartą buzią przy szybie oglądając moje kochane miasto, znajome miejsca i ludzi zajętych swoimi sprawami. Wróciłam bardziej pozytywnie nastawiona do siebie.

4. Po prostu się wyciszyłam. Przestałam mieć o wszystko pretensje, zrzucać na bliskich, że ja mam najgorzej, Że skoro ja nie mogę nigdzie wyjśc, albo cierpię, to dobrze by było żeby cały świat też miał źle. Taka ze mnie zołza ;) 

5. Zaczęłam więcej "przebywać" internetowo w gronie matek, ciężarówek, kobiet w ogóle. Może w ten sposób szukam wsparcia? Okazuje się, że ciężarną najlepiej zrozumieją, wysłuchają i doradzą inne matki. Blogi parentingowe, grupy społecznościowe, fora. Odważniej tam teraz jestem.

6. Zmiana w postawie mojego męża. Powoli dociera do niego, że ciąża to nie tylko mój stan i ja nie do końca z nim sobie radzę w pojedynkę. Jest bardziej czuły na moje potrzeby, na moje nastroje,  odmawia kolegom, by zostać w domu hi hi. Ale też ja przestałam warczeć (dziękuję Wam hormony, że chociaż trochę mi odpuściłyście :)) Jest o niebo lepiej. 

Powoli wychodzę na prostą, zaczynam cieszyć się ciążą, z chęcią o niej opowiadać. 
Jestem spokojniejsza,
mniej we mnie emocji.  

Chyba zbieram siły przed połogiem, który nastawiam się dopiero będzie hardcore'owy. 
Aaaaaaaa!!!!!!!!!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz