piątek, 5 września 2014

Honey! We will have a baby!

No więc stało się, jestem w ciąży.
a może jesteśMY w ciąży? Bo niemały w tym udział mojego partnera męża. Chęciowy i materiałowy. Dlatego przed dałabym się pokroić za to, że to nie tylko mój chłopak/mąż, ale przede wszystkim partner.
Hy hy!!! Naiwności! Ciąża i macierzyństwo nie są opcją do partnerstwa. 
Szkoda, że nie wiedziałam o tym wcześniej, bo wyobrażałam to wszystko sobie zupełnie inaczej niż jest.
Nie dajcie sobie wmówić, gdy wasz partner zacznie naciskać na dziecko, opowiadać historie typu, czas się ustatkować, założyć prawdziwą rodzinę, zmienić priorytety, 
"Ty tylko urodź, potem to ja mogę z domu nie wychodzić, TAK się będę opiekował dzieckiem". Bajki. Wszystko to b-a-j-k-i.
Ciąża trwa 9 miesięcy, 40 tygodni, 280 dni. To wystarczająco długo by dziesieć razy zmienić zdanie. W tym czasie ojcu dziecka może się jeszcze tysiac razy wszystko pozmieniać, poprzestawiać, może się nagle okazać, że jednak jego życie jest dla niego zbyt ważne takie jakie jest i chyba nie do końca chce je zmienić (przynajmniej w takim stopniu jaki deklarował partnerce).
Eh.
Nie no, dziecko dalej jest przez NAS chciane, porządane, kochane, muah muah muah.
Po prostu JA- przyszła Matka mam poczucie, że inaczej miało to wszystko wyglądać. 

Stąd (+hormony!) rodzą się moje frustracje, poczucie niemocy, utraty wolności, Najgorsza chyba jest utrata niezależności. Tego, że wcześniej mogłam robić co chciałam, jak się pokłóciliśmy, mogłam się odwrócić i wyjść nie oglądając się za siebie, a teraz? Teraz współdzielę czas, auto, komputer, czasami nawet telefon z mężem. Na dodatek ciąża mnie unieruchamia, nie mogę korzystać z własnego auta tak jakbym chciała. Nic mi nie wolno. Nie mam na nic wpływu. Szlag mnie trafia.

Pojawiają się emocje, z którymi nie umiem sobie poradzić,
(bo o byciu zrozumianym przez meża to tak średnio mogę mówić, niby kuma, ale za cholerę no nie kuma!)
Stąd to pisanie. Bardziej chyba do siebie, niż do kogoś. Żeby wyazić to co mnie w danym momencie boli, o czym myślę, aby samej lepiej zrozumieć swoje emocje. Czasami by inne babeczki (matki?) pokazały mi może też inny punkt widzenia.
Po to by wreszcie poczuć się l-e-p-i-e-j. 

Dzisiaj jest wstęp, pierwszy post i hejt na partnera męża, który mi to zrobił.
Tak, bo tutaj nie ma już odwrotu.
Jestem w 34 tygodniu ciąży. Do końca zostało mi ok. 1,5 miesiąca. 
I po kościach to się raczej nie rozejdzie..
Jestem wielka, czuję się gruba, cieżko mi się śpi, a on się cieszy, że będziemy mieli dziecko, ale tak poza tym nie zmienia w swoim życiu NIC.
Dalej jest niczym osiemnastolatek, dla którego chyba najważniejsze jest granie koncertów, facebook i pełny brzuszek. 
Czy mu o tym mówię? co mi nie pasuje? 
No jasne! Stąd te wojny, płacze, ciche dni. Przed ciażą mieliśmy czasami problemy żeby się porozumieć, ale raczej byliśmy zgodni w poglądach, zainteresowaniach, formach spędzania czasu, a teraz????  
Teraz mam wrażenie, że się tak cholernie rozmijamy, we wszystkim.
Że on idzie do przodu,
a ja stoję w miejscu i w moim życiu nic się nie dzieje. Jestem jedną wielką chodzącą ciążą :(

1 komentarz:

  1. Ja tam końcówkę ciąży wspominam jako czas bardzo aktywny i towarzyski. Pracodawca wysłał mnie na L4 więc całe dnie spędzałam na wystawach i spotkaniach ze znajomymi, a wieczory na imprezach i koncertach. Z partnerem też czasem się nie dogadywałam, ale jednak była to nasza wspólna ciąża.

    OdpowiedzUsuń